niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział czwarty


Więcej grzechów niż sumienie zmieści na pewno.

Leżąc już w ciepłym łóżku okryta puchowym kocem w panterkę przewróciła się na wznak spoglądając iście błękitnymi oczami na śnieżnobiały sufit. Na jego środku zwisał małych aczkolwiek zadowalających ją rozmiarów klosz zbudowany z delikatnych, niewielkich wyszlifowanych kryształków. Po chwili przymknęła zmęczone powieki wracając myślami do chwili, która miała zdarzenie zaledwie kilka godzin wcześniej. Przypominając sobie rozmowę z gitarzystą, na jej opalonej, aksamitnej twarzy pojawił się nikły aczkolwiek szczęśliwy uśmiech.









- Nie jesteś stąd.


W tej samej chwili gdy czarnowłosy mężczyzna wypowiedział te trzy słowa przygryzła mimowolnie malinową, pełną dolną wargę by tuż po chwili skierować swoje zakłopotane spojrzenie prosto na zaciekawione czekoladowe tęczówki dwudziestu dwu latka. Zgadywał? A może po prostu ją rozgryzł? Te pytania błąkały się w jej myślach przez ułamek sekundy. Rozwarła usta, jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, mężczyzna z powrotem zabrał głos. 

- Teraz pewnie zastanawiasz się skąd o tym wiem. - wypowiadając te zdanie pewnym, dominującym spojrzeniem zerknął w stronę jasnowłosej jednocześnie uśmiechając się nieco tajemniczo, a przy tym uwodzicielsko. - Zgadywałem. Jednak teraz mam pewność, że strzeliłem celnie. - zaśmiał się. 


Przez dłuższą chwilę przyglądała się jego osobie z zaciekawieniem. Jedno było pewne, zaintrygował ją. Sposób w jaki mówił... Mogła go słuchać godzinami. 


- Jak Ty to robisz, Tom? - niebieskooka przymrużyła oczy wwiercając swoje spojrzenie w jego sylwetkę oczekując jednocześnie odpowiedzi na zadane przez nią, kluczowe pytanie. 

- Co? 

- Uśmiechasz się, śmiejesz, rozmawiasz... - przerwała na chwilę. - ...to takie zwykłe ludzkie czynności, a jednak. 

Muzyk spojrzał się na dziewczynę z zaciekawieniem wymalowanym na opalonej męskiej twarzy, na której widniał ledwo zauważalny dwudniowy zarost. Zupełnie nie wiedział o czym mówiła, o co jej chodziło i do czego jej wywody prowadziły. Przełknął ślinę po czym nałogowo zaczął przygryzać policzki od wewnętrznej strony. Zawsze tak robił. 

- Nic nie robisz, a nawet jeśli to się nie wysilasz. - ponownie spojrzała na gitarzystę. Jednak tym razem z małym rozbawieniem wymalowanym na twarzy. - Nie masz pojęcia o czym mówię, prawda? - pokiwał głową. 

- O Twoich trofeach. 


Spuścił głowę na dół uśmiechając się cwaniacko. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że było dokładnie tak jak niebieskooka przed chwilą powiedziała. Właściwie to, one same do niego lgnęły bez kiwnięcia czy pstryknięcia palcami. Jednak po mimo wszystko nie miał ochoty opowiadać o swoich łóżkowych podbojach. Przynajmniej nie dzisiaj, nie w tej chwili. Nie teraz gdy mógł rozmawiać o przyziemnych rzeczach nie myśląc o jutrze. 


- To... powiedz mi Aithe skąd pochodzisz? - błyskawicznie zmienił temat jednocześnie zmieniając pozycje na drewnianej ławeczce, na której siedzieli od dobrych kilkunastu minut. Ten sam park co ostatnio. 

- Nicea. - odparła uśmiechając się zdawkowo. 

- A więc mam do czynienia z francuską. - Kaulitz zaśmiał się serdecznie, a tuż po chwili uśmiechnął się figlarnie co dodało jego męskiej twarzy niebywałego uroku. 

- Mieszkam tu, w Los Angeles od czterech lat. Nie, nie uciekłam. - jasnowłosa zaśmiała się perliście. - Po prostu szukałam czegoś nowego, być może lepszego. Chociaż do szczęścia nie brakowało mi niczego we Francji. - przymknęła na ułamek sekundy powieki po czym otworzyła je ukazując siedzącemu tuż obok mężczyźnie niebieskie, lazurowe oczy. - Tutaj jest mi naprawdę dobrze. Mam pracę, którą lubię, najlepszą przyjaciółkę i ciągłe lato. Nienawidzę zimy. Może to od niej uciekłam? Sama nie wiem. Po prostu chciałam się wyrwać stamtąd. 

- Wiem coś o tym. - szybko stwierdził Tom. - Też chciałem się wyrwać, zaznać nowego, lepszego życia. W mojej rodzinnej klitce to niemal graniczyło z cudem. - również się zaśmiał na wspomnienie starych czasów Devilish oraz dzieciństwa. - Później poznaliśmy Davida. To dzięki niemu mamy to co mamy. Jest naszym managerem jak i zarówno przyjacielem.

- Dlaczego akurat California? Przecież mogliście pozwolić sobie na chociażby Hawaje. - niebieskooka zaśmiała się wypowiadając to zdanie, a muzyk przyłączył się. 

- Fakt. Chociaż California to pierwsze co przyszło każdemu z nas do głowy, a poza tym Gustav ma bzika na punkcie serialu Californication. Tak więc, nie pozostało nam nic innego jak przeprowadzić się do Los Angeles.

- Wiesz Tom, nie jesteś wcale taki zły za jakiego uchodzisz. - dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie zakładając pasmo miodowych, gęstych włosów za ucho. 

- Rozumiem, że to jest komplement? - gitarzysta uniósł charakterystycznie do góry prawą brew jednocześnie obserwując poczynania jasnowłosej dziewczyny. 

- Tak, możesz to uznać za komplement. - ponownie się uśmiechnęła, a po chwili obydwoje zaczęli się śmiać jak starzy dobrzy znajomi. Czy tak dużo do szczęścia brakuje dwojgu ludzi? 

- Jak już rozmawiamy szczerze to muszę przyznać, że w normalnych warunkach już dawno wylądowalibyśmy w łóżku. - warkoczyk prawą dłonią zanurkował w tylnych kieszeniach jeansowych spodni po czym wyciągnął paczkę czerwonych Marlboro. 

- W normalnych warunkach?

- Bądźmy szczerzy. Jakbym zaczął Cię podrywać to byś nie wiedziała gdzie oczy podziać. - gitarzysta wyciągnął białą rurkę po czym wsadził ją pomiędzy usta. Odpalając zapalniczkę przysunął ją do końcówki papierosa po czym zaciągnął jednocześnie zapalając tytoniową rurkę. Wypuszczając szarawy, gęsty dym odwrócił głowę w stronę towarzyszki i puścił jej zaczepnie kocie oczko. Obydwoje wiedzieli, że to tylko żarty, albo tylko jedna ze stron? 

- Ach, tak? - dziewczyna z małym rozbawieniem udała urażoną po czym uniosła do góry brew czekając na jakiekolwiek objaśnienia ze strony czarnowłosego mężczyzny, który również z rozbawieniem palił papierosa. - Dlaczego udajesz? 

- Udaje? - powtórzył z zapytaniem strzepując popiół z białej, tytoniowej rurki. 

- Kogoś kim nie jesteś. Udajesz Toma Kaulitz, którym tak naprawdę nie jesteś. Po co to wszystko? Boisz się odrzucenia dlatego sam odrzucasz innych i uczucia? - sięgnęła dłonią po papierosa, którego zdążył wsadzić do ust, po czym sprytnie go wyjęła i sama objęła jego filtr pełnymi, malinowymi wargami zaciągając się. - Teraz jesteś prawdziwym sobą, prawda? 

- Może kiedyś zrozumiesz. - odparł na wydechu podnosząc do góry głowę. Nad nimi rozciągała się iście granatowa powłoka obsypana milionami świecących kropeczek zwanych gwiazdami. 

- Dlaczego mnie zbywasz? 

- Nie zbywam. Po prostu, na niektóre wyjaśnienia jest za wcześnie, nie sądzisz? - sięgnął po kolejnego papierosa. 

Zamilkła potakując jedynie głową. Dopalając papierosa spojrzała na niedopałek po czym wyrzuciła go przed siebie obserwując rzeżącą się końcówkę leżącą na chodniku. Tuż po chwili zgasła, a ona przerwała otaczającą ich ciszę. 

- Powinnam się zbierać. - wysiliła się na delikatny, uprzejmy uśmiech w stronę towarzysza po czym wstała z ławki, na której siedzieli uprzednio otrzepując sukienkę i kolana . - Jest już późno. 

- Jasne. Ja sprawdzę jeszcze co słychać w Vanguardzie. - odparł wsadzając obie dłoni do kieszeni jeansów. 

- Do zobaczenia Tom. 

- Trzymaj się Aithe. 



Otworzyła oczy mrużąc je delikatnie po czym skierowała je w stronę okna. Przez wpół zasłonięte zasłony wdzierało się światło. Niewątpliwie nadchodził poranek. Ziewając oraz przeciągając się niczym kotka odwróciła się w drugą stronę i z powrotem przymknęła zmęczone powieki czekając na sen, który pomoże zregenerować siły.






*





Spał niczym małe dziecko. Czarne drobno zaplecione warkoczyki rozsypane swobodnie leżały na białej poduszce. Jego umięśniony tors unosił się delikatnie i miarowo do góry i na dół. Leżał na wznak zajmując praktycznie całe łóżko. Obie dłonie wyciągnięte po obu stronach leżały swobodnie na świeżej pościeli. Od czasu do czasu poruszał palcami u dłoni. Silne męskie ramiona były idealne zarysowane i wyrzeźbione, tak samo jak klatka piersiowa oraz brzuch gitarzysty. Kalifornijska opalenizna dawała mu się się we znaki, z resztą jak i u każdego przeciętnego mieszkańca Los Angeles. Przez leciutko rozwarte, spierzchnięte wargi mężczyzny wlatywało powietrze. Zakryty jedynie do połowy kołdrą posłaną w białą poszewkę spał kamiennym snem. Tuż obok dwuosobowego dużego łóżka po lewej stronie stał mały stolik nocny, na którym widniał nowoczesny metalowy budzik. Powolnymi krokami dochodziła 12:00 w południe.

Nagle ni stąd ni zowąd do pokoju muzyka nieoczekiwanie niczym piorun wpadł o dziesięć minut młodszy brat bliźniak. Piorunującym spojrzeniem ogarną pokój, który należał do starszego brata zatrzymując czekoladowe tęczówki na jego osobie. Jednak czarnowłosemu muzykowi wcale to nie przeszkadzało w dalszym odpoczynku. Bliźniak widząc warkoczyka śpiącego jeszcze w łóżku rozdziawił usta ze zdziwienia przykładając prawą dłoń do czoła.


- Na litość boską, zaraz południe! - krzyknął podchodząc do okna. Nie wahając się ani sekundy dłużej odsłonił ciemne zasłony pozwalając letniemu, kalifornijskiemu słońcu zajrzeć do ciemnego, dusznego pokoju gitarzysty.

- Śmierdzi padliną. - wokalista szybko podsumował duchotę jaka panowała w pokoju starszego brata, po czym otworzył na oścież drzwi balkonowe. Ciepła, letnia bryza z nad oceanu ogarnęła całe przestronne pomieszczenie.

- Wstawaj idioto. Mam głęboko w dupie to, że wczoraj popiłeś, a pewnie i nie tylko to robiłeś znając Ciebie. Mamy się wstawić u Josta i nie mam zamiaru znowu się spóźnić, bo Ty nie umiesz wyrobić się na czas! - wysoki, szczupły mężczyzna z kilku dniowym zarostem stanął tuż obok łóżka krzyżując dłonie na torsie. Z ogromną niecierpliwością czekał aż jego bliźniak łaskawie wstanie i ruszy swoje cztery litery.

- Jeszcze minutkę. - mruknął pod nosem niemrawo gitarzysta po czym przekręcił się na brzuch wtulając twarz w poduszkę. Mruknął pod nosem jeszcze parę niezrozumiałych słów i poruszał zabawnie nosem czując jak do jego nozdrzy dochodzi przyjemny zapach świeżego powietrza.

- Powiedziałem wstawaj!

- Kurwa... - warknął warkoczyk przecierając pięściami zamknięte oczy. - ...nawet spać nie dadzą człowiekowi.

- Spać? - żachnął wysoki, postawny aczkolwiek nieco chudszy Kaulitz. - Spałeś do południa, to Ci chyba wystarczy? - odparł hardym tonem przewracając jednocześnie teatralnie oczami.



Starszy z braci dźwignął się na łóżku siadając na nim po czym wyprostował długie, umięśnione, męskie ręce i zaczął się rozciągać na dobry początek dnia. Przetarł prawą dłonią twarz po czym przejechał jej wewnętrzną stroną po czubku głowy, jej tyle oraz szyi. Rozglądając się leniwym wzrokiem po pokoju skierował go na nocną szafkę gdzie obok budzika leżał jego srebrny rolex na grubej bransolecie. Sięgnąwszy zegarek założył go na dłoń po czym wyczołgał się z łóżka niczym żółw wstając od niechcenia na równe nogi. Mijając zdenerwowanego brata wszedł do przestronnej, kwadratowej łazienki utrzymanej w kolorystyce morskiej. W śnieżnobiałym suficie zamontowane były małe okrągłe światełka. Na równoległej ścianie od wejścia znajdowała się ściana wysadzana dużymi płaskimi, ciemnymi kamieniami, a na jej środku znajdowało się duże kwadratowe lustro. Pod nim umocowana była mahoniowa szafka, która rozciągała się na całą długość ściany. Tuż pod lustrem w kształcie dużej misy znajdowała się szklana umywalka, która była wykonana z potłuczonego szkła. Na przeciwnej ścianie, w kącie znajdował się duży prysznic z hydro masażem i tego typu gadżetami, tuż obok była wanna w takim samym kształcie co umywalka wykonana również z tego samego szkła. Po środku wanny i prysznica na ścianie wisiała mahoniowa półka z ręcznikami. Na podłodze wyłożonej ciemnymi, brązowymi kafelkami, na samym środku leżał puchaty beżowy dywan w kształcie koła. Tam wziął zimny, orzeźwiający prysznic i wykonał poranną toaletę. Zakładając na siebie byle jakie jasne jeansowe spodnie i jasną koszulkę na krótki rękaw chwycił okulary przeciwsłoneczne, kluczyki od samochodu terenowego oraz swojego iPhona.




tego samego dnia, kilka godzin później





Cała czwórka siedziała w salonie. Na przeciwko nich jako jedyny stał wysoki, postawny mężczyzna dzięki, któremu cały świat poznał Tokio Hotel, mianowicie David Jost. Manager nerwowo stukał nogą o jasne panele wyłożone w przestronnym, zadbanym, jasnym salonie. Pomiędzy wszystkimi panowała napięta, niekomfortowa atmosfera. Nikt natomiast nie wiedział co jest gorsze, ta cisza panująca w pomieszczeniu czy też jej przerwanie.


- Chciałbym abyście nagrali jeszcze jedną płytę przed oficjalnym ogłoszeniem zakończenia działalności zespołu. - odparł na jednym wydechu David po czym skrzyżował ręce na torsie i stanął twardo na nogach obserwując reakcje swoich podopiecznych jak i jednocześnie przyjaciół.


Cała czwórka skupiała się na wypowiedzianych przez ich managera słowach. Wiedzieli bowiem, że to od nich wszystko zależy. Wiedzieli również, to że dobrze by było odejść z klasą, w końcu wiele zawdzięczają swoim wiernym fanom.


- Myślę, że to jest dobry pomysł. - pierwszy głos zabrał frontman zespołu, Bill. - Powinniśmy nagrać demo i w ten sposób ostatecznie pożegnać się z fanami.

- Popieram Billa. - rzekł niski blondyn w okularach obramowanych czarną ramką, Gustav.

Basista zespołu również przystał na propozycję oraz prośbę Josta. Wszystko teraz zależało od gitarzysty niemieckiego zespołu. Wysoki, dobrze zbudowany warkoczyk siedział na obszernym, dużym fotelu. Opierając się swobodnie o jego oparcie wzrok wbił w podłogę. Obie dłonie luźno leżały na zagłówkach, a opuszki palców stykały się z szorstkim materiałem jeansowych spodni podskubując go nerwowo. Nogi jak miewał w zwyczaju luzacko skrzyżowane, wyprostowane opierały się o bordowy dywan w perskie wzorki. 


- Tom?

- Co się tak na mnie patrzycie jak wół w malowane wrota? - odparł czarnowłosy mężczyzna w przyluźnych ubraniach. Wszyscy patrzyli na niego wyczekująco, jednak słysząc słowa jakie ciurkiem wyleciały z jego ust wybałuszyli oczy ze zdziwienia czekając na dalszy rozwój sytuacji. - Jestem za. Fanom się to należy, nie?

- A więc ustalone. - odparł wesoło manager po czym z radości klasnął w dłonie. - Bierzcie się pomału do roboty. W przeciągu czterech miesięcy musimy nagrać demo i wypuścić krążek w obieg.


Po rozważeniu jeszcze kilku opcji i ustaleniu ważnych detali muzycy pożegnali się z Davidem po czym opuścili jego posiadłość znajdującą się na obrzeżach Los Angeles. Słońce górowało nad miastem aniołów, a mieszkańcy niczym skwarki smażyli się w upale. 
Starszy z braci Kaulitz założył na nos okulary przeciwsłoneczne po czym uśmiechnął się figlarnie zerkając w stronę przyjaciół, którzy stali tuż obok niego. Wciągnął mocno nosem powietrze by tuż po chwili ze świstem wypuścić je buzią. 


- Work hard, play hard. - zawtórował wesoło po czym podrzucił do góry kilka razy kluczyki od swojego terenowego, wiecznego samochodu Cadillaca Escalade.

- No to sprężamy się panowie i bierzemy ostro do pracy. - zaśmiał się Listing po czym jak każdy podszedł do swojego samochodu z zamiarem otworzenia drzwiczek.


Po chwili wszyscy odjechali z piskiem opon w stronę centrum miasta.





*




Siedziała na dworze przy stoliku jednej z dobrze prosperujących małych restauracji w Los Angeles. Tuż przed nią stało menu z niezliczoną ilością wykwintnych, wymyślnych dań, których nigdy w życiu nie jadła i nigdy nie przyszłoby jej do głowy wymyślić coś tak spektakularnego. Jednak musiała przyznać, że ludzie mają wyobraźnię. Na jej nosie leżały duże, ciemne okulary muchy z brązowymi ramkami. Włosy tym razem upięte miała w niedbałego koka na czubku głowy. Upał nie dawał za wygraną dlatego też dziękowała bogu, że skusiła się na założenie przewiewnych krótkich spodenek z cieniutkiego, aksamitnego materiału. Były one w kolorze pomarańczowym, z przeróżnym modnymi wzorkami z wysokim stanem. Do tego na sobie miała beżową bokserkę z dużym wycięciem na plecach. Całość dopełniały sandałki na koturnach w kolorze gorzkiej czekolady. Czekała na Gemmę, która jak zwykle się spóźniała. Ukradkowo zerknęła na złoty zegarek z mocną bransoletą. Dochodziła 15:30, a Gemmy jak nie było tak nie ma. Szybko wyciągnęła telefon z przedniej kieszonki spodenek po czym wybrała numer brązowookiej przyjaciółki.


Abonament czasowo niedostępny.


- Szlag by to. - odparła rozjuszona kładąc małe urządzenie na stoliku przy, którym siedziała. Jasnowłosa nerwowo zaczęła rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu Gemmy jednak nie zauważyła nikogo kto by choć trochę przypominał ją z wyglądu. 


Nie minęło pięć minut, a telefon dał o sobie znak. Szybko go chwyciła do ręki nie zerkając na wyświetlacz. 


- Gdzie Ty do cholery jasnej jesteś?! - niemalże wydarła się do telefonu przez co odbiorca mógł doznać nie małego szoku. - Czekam i czekam tu na Ciebie! 


- Mówisz, że czekasz na mnie? 


- Tak, kurwa czekam. - odparła z zaciśniętymi zębami jednak szybko zamilkła. Przymknęła oczy i zaczęła analizować głos, który przed kilkoma sekundami temu wydobył się z jej telefonu. 


- Gemm? - spytała nieco ciszej przygryzając nerwowo dolną wargę.


- Nie przypominam sobie abym w ciągu kilku godzin zmienił płeć. - po drugiej stronie połączenia dało się słyszeć męski, zachrypnięty głos, a tuż potem cichy śmiech mężczyzny, z którym rozmawiała. Jednakże nie przyszło jej do głowy aby odsunąć telefon od ucha i zerknąć na wyświetlacz.


- Więc kim Ty do cholery jesteś? 


- Nie za dużo przekleństw jak na jedną rozmowę? - zadać pytanie na pytanie to nie było mądre posunięcie ze strony rozmówcy niebieskookiej, jednak tylko jedna osoba mogła się tak z nią przekomarzać i grac na jej nerwach po mimo krótkiego stażu znajomości. 


- Kaulitz, skąd masz mój numer? - kolejne pytanie. Zdziwienie dziewczyny powoli sięgało zenitu.


- To moja mała, słodka tajemnica. - odparł tajemniczym, zdawkowym tonem głosu, a jasnowłosa była święcie przekonana, że w tej samej chwili uśmiechnął się cwaniacko czując wygraną jaką osiągnął. 





Pozdrawiam,


sobota, 26 maja 2012

Rozdział trzeci


Do doskonałości brakowało jej tego, że nie miała wad.


Tuż po zaparkowaniu swojego sportowego Audi na podjeździe przy imponująco dużej posiadłości na jednym z najbogatszych osiedli w Los Angeles wysiadł z samochodu i skierował się w stronę głównych drzwi wejściowych. Szedł pewnym, zdecydowanym aczkolwiek wolnym krokiem nie patrząc się pod nogi lecz prosto przed siebie. Wchodząc po niewielkich schodkach wykonanych z jasnych kamieni wsadził obie dłonie do szerokich jeansowych spodni. Myślami był zupełnie na innym świecie. W lewej kieszeni ścisnął mocniej kokainę znajdującą się w małym przeźroczystym opakowaniu, którą kupił od znajomego dilera godzinę temu. Chwycił dużą, męską dłonią za chłodną, metalową klamkę dużych, mahoniowych drzwi po czym nacisnął ją jednocześnie popychając drewno do przodu. Białe adidasy firmy Reebok stanęły na czystych beżowych kafelkach wyłożonych w holu, które naprawdę ładnie komponowały się z równie jasnymi ścianami w kolorze płowym. Idąc przed siebie mężczyzna zaczął rozglądać się mimowolnie po mieszkaniu w poszukiwaniu brata. Będąc pewnym, że w domu nie ma ani jednej żywej duszy poza nim samym z cwanym uśmiechem na twarzy skierował się do przestronnej, dużej kuchni. Pomieszczenie to utrzymywane było w ciemnej kolorystyce. Ściany w kolorze antracynowym oraz nieco jaśniejsze drewniane meble z czarnym kamiennym blatem. 

Warkoczyk otworzył jedną z górnych szafek po czym sięgnął po szklaną, szeroką, szklankę, w której zwykł pić swoją ulubioną whiskey. Idąc charakterystycznym dla siebie krokiem w stronę salonu, który był tuż na przeciwko kuchni wyjął ze spodni biały proszek po czym obrócił go parę razy w dłoni i podrzucił go d0 góry uśmiechając się triumfalnie. Do nie tak dawna uważał, że nic w jego życiu nie ma najmniejszego sensu. Wszystko co robił, robił na pokaz. Show biznes - to jedyne co się liczyło od dobrych kilku lat. Tu nie było mowy o uczuciach, grze fair play, a tym bardziej o prawdziwej przyjaźni. Wszystko było jednym wielkim, obślizgłym kłamstwem, którego częścią był on oraz jego zespół. Od kilku miesięcy nawet śmiał uważać, że i jego brat stał się marionetką w tym świecie, a przecież tak dzielnie walczył i zaklinał się nade wszystko, że nic nie stanie na drodze ich braterstwa. 

Usiadłszy na skórzanej sofie sięgnął po karafkę stojącą na stoliku po czym nalał bursztynowy trunek do szklanki, która stała na przeciwko niego. Chwycił naczynie pewnie i mocno dłonią po czym upił kilka łyków by po chwili przechylić szklankę wyżej i dopić jej zawartość do dna. Nie czekając ani minuty dłużej sięgnął po woreczek z białym, drobnym, sypkim proszkiem, który dawał mu tyle radości i zapomnienia. Wysypał go na szklany stół po czym sięgnął z portfela banknot, który sprawnie zwinął w rulonik. Reszta potoczyła się bardzo sprawnie i szybko. Gitarzysta zupełnie stracił rachubę czasu. Z resztą kto by go teraz liczył. Cały świat wirował mu w oczach. Wszystko wydawało się takie proste, a przede wszystkim beztroskie. Oparł się swobodnie o miękkie oparcie sofy po czym zamknął powieki uśmiechając się sam do siebie. Niewiele myśląc po omacku chwycił za szklaną karafkę i przystawił szyjkę do pełnych, malinowych ust ozdobionych metalowym, srebrnym kolczykiem. Spragniony procentów upił łapczywie kilka sporych łyków zupełnie nie zwracając uwagi na to iż stróżka burbona wypływa z jego kącika ust, spływając po brodzie oraz szyi, chowając się pod czystą koszulką muzyka. W tej chwili nic nie miało dla niego najmniejszego znaczenia. 

Podnosząc się odrobinę ku górze w celu wyjęcia swojego iPhona z tylnej kieszeni spodni oparł się dłonią o oparcie. Mając czarny telefon w swoich dłoniach wybrał numer do swojego najlepszego przyjaciela.

Odczekał pierwszy sygnał, drugi trzeci...




- Georg Listing przy telefonie. W czym mogę pomóc? - po drugiej stronie połączenia usłyszał dobrze mu znany głos długowłosego basisty. Słysząc regułkę z jaką przywitał go Moritz parsknął nie pohamowanym śmiechem, jednak szybko uspokoił się wysilając się na normalny ton głosu. 

Nie chciał aby basista wydedukował po ich rozmowie telefonicznej, że znowu się naćpał. Jak ze wszystkiego mógł mu się zwierzyć i powiedzieć co tylko dusza zapragnie, tak o tym nie mógł pisnąć słówka gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z tego iż Bill za chwilę by o wszystkim wiedział. Nienawidził monologów swojego brata. Co jak co, ale to było najgorszą rzeczą do zniesienia na tym całym bożym świecie. Żalił się i litował nad nim jak nad skomlącym, bezdomnym psem, którym nie był. Nienawidził tego litosnego spojrzenia, które mówiło: znowu się naćpał. 

- Od dzisiaj tak mnie witasz stary? - zignorował pytanie starszego kumpla przewracając jednocześnie teatralnie orzechowymi oczami po czym z powrotem wygodnie oparł się o oparcie sofy, a stopy odziane w białe adidasy z dużymi wystającymi językami usadowił wygodnie na szklanym stoliku.

- Ciebie? Dobre żarty Kaulitz. Nie spojrzałem na wyświetlacz. - Niemiec wytłumaczył się sprytnie. - A więc co Cię do mnie sprowadza? 

- Z wielką, nieee z ogromną chęcią odwiedziłbym Vanguard. Dawno tam nas nie było, a odkąd masz dziewczynę to wcale z domu nie wychodzisz. Za chwilę będzie z Ciebie wrak człowieka. Nie mdli Cię to całe miłosne szaleństwo?- warkoczyk podsumował szybko to co wiedział po czym czekał na odpowiedź tzw. krótką piłkę.

- Wnioskując z Twojej wypowiedzi związek z Rią jest zakończony jak mniemam? - długowłosy żachnął szybko. Jednak w głębi duszy spodziewał się tak szybkiego obrotu całej sytuacji. Kto jak kto, ale Tom Kaulitz nigdy nie należał i należeć nie będzie do uczuciowych maksymalistów.

- Bingo. - muzyk zaśmiał się po czym na jego ustach pojawił się mały grymas. - Nie rozumiem tych wszystkich lasek, które szukają jednej, wiecznej miłości. - zamilknął na kilka sekund po czym szybko zmienił temat rozmowy. - To jak? Masz zamiar zbabieć do reszty czy wyjść do ludzi?

- Spotkamy się na miejscu o 22:00.

- Też tak myślałem Moritz.



*



21:36



21:48

Nerwowo spoglądała na okrągłą tarczę złotego, damskiego zegarka, który w tym sezonie wydawał się być jednym z najbardziej rozchwytywanych dodatków kobiecej biżuterii. Przeskakiwała w miejscu z nogi na nogę rozglądając się jednocześnie po jednej z najbardziej ruchliwych ulic kalifornijskiego miasta aniołów. Tak, to tu na Hollywood Blvd. miasto tętniło życiem po zajściu słońca. To tutaj roiło się od wystawnych i jednocześnie nieziemsko drogich restauracji, klubów nocnych, które były oblegane przez gwiazdy z całego świata, a także wiele innych atrakcji. Stojąc nieopodal jednego z najlepszych kalifornijskich klubów „Vanguard”, przed którego wejściem stała długa kolejka jasnowłosa dziewczyna czekała na swoją przyjaciółkę, w której stylu zawsze było modne spóźnienie. Aithe pomimo iż nie tolerowała tego, musiała to znosić, chociaż setki, a nawet tysiące razy starała się Gemmie dać znać do zrozumienia, że nie lubi wyczekiwać i stać pod umówionym miejscem za przeproszeniem jak idiotka. Po chwili zdjęła z ramienia drobną, czarną torebkę na złotym łańcuszku w kształcie koła i wyjęła z niej swój telefon komórkowy. Szybko wybrała numer do ciemnowłosej i przystawiła urządzenie do ucha. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty...

- Poczta głosowa, świetnie. - niebieskooka przewróciła teatralnie oczami. - Gemm, nie mam pojęcia co robisz, ale ja tu do cholery czekam na Ciebie. Sprężaj się Skarbie. - rozłączyła się po czym z powrotem schowała telefon do torebki, którą podarowała jej rodzicielka na wiosnę.

Nagle do jej uszu doszedł ją odgłos krzyczących dziewczyn, które stały w kolejce do dobrze prosperującego klubu nocnego. Po chwili dookoła zrobiło się jasno, aparaty poszły w ruch. Jasnowłosa zaciekawiona podniosła wzrok do góry i spojrzała w tamtą stroną chcąc zobaczyć co, a raczej kto jest powodem owego zamieszania. Widząc dwójkę postawnych mężczyzn przymrużyła oczy chcąc przyjrzeć się dokładniej szczególnie jednemu z nich. Poznając w wysokim mężczyźnie warkoczyka, którego ostatnio poznała zdziwiła się aczkolwiek na jej oliwkowej, aksamitnej twarzy pojawił się delikatny uśmieszek. Skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej dyskretnie obserwując małe zamieszanie wokół postaci męskich. Musiała przyznać jedno muzyk był naprawdę znanym artystom skoro paparazzi ani na chwilę nie spuszczało obiektywów z jego jak i jego kolegi. Nawet nie zauważyła jak ciemnowłosa podeszła do niej niemalże w podskokach wieszając się blondynce na szyi.

- Na co tak patrzysz hmm? - pierwsze pytanie jakie padło, to pytanie Gemmy odnośnie zamieszania, które w tej samej chwili, w której zjawiła się ciemnowłosa zniknęło wraz z dwójką mężczyzn, którzy jakby rozpłynęli się w powietrzu. Aithe szybko wywnioskowała iż gitarzysta musiał wejść do środka.

- Na nic. - odpowiedziała w zamyśleniu po czym zwinnie zmieniła temat rozmowy. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że spóźniłaś się? Znowu czekałam na Ciebie Gemm.

- Tak wiem, przepraszam. - odparła ze skruchą. - Chodźmy do środka, impreza czeka.

Niebieskooka przytaknęła pokornie głową po czym skierowała się pewnym krokiem w stronę wysokiego, ciemnego budynku, przy którym stali dwaj dobrze zbudowani ochroniarze w czarnych uniformach. Po okazaniu dowodów potwierdzających ukończenie 21 roku życia z uśmiechem na twarzy weszły do środka pomieszczenia wypełnionego po brzegi ludźmi w różnym wieku, aczkolwiek nie było dużej rozbieżności wiekowej. Gęste, gorące, a raczej duszące powietrze uderzało w jasnowłosą gdy tylko z każdym krokiem wchodziła w głąb tłumu. Pomieszane z dymem tytoniowym i odorem alkoholu doprowadzało do małych, nieprzyjemnych zawirowań w głowie. Zupełnie nie wiedziała gdzie iść. Otaczały ją wianuszki spoconych ciał, a niebieskooka jedynie marzyła o znalezieniu w miarę swobodnego miejsca z dala od tych wszystkich spoconych, nachalnych ludzi. Tak więc udała się do baru. Będąc tuż przy nim usiadła na wysokim barowym krzesełku i oparła dłonie o ladę. Gdy tylko tu weszły drogi Aithe i Gemmy rozeszły się. Każda poszła w swoją drogę. Jak wywnioskowała Aithe, ciemnowłosa z pewnością przebywała w toalecie poprawiając swój image.

Gdy tylko tuż obok niej pojawił się całkiem przystojny barman uśmiechnęła się do niego delikatnie i złożyła zamówienie.

- Margaritę poproszę.

Brunet skinął głową szybko zabierając się za realizacje zamówionego przez dziewczynę drinka. Gdy jej go podał, Aithe od razu zamoczyła usta w przeźroczystym alkoholowym trunku przyozdobionym limonkom delektując się jego niepowtarzalnym smakiem.



*



Siedząc w jednej z loży dla vipów wraz z Listingiem czekał na złożone zamówienie, które przed ułamkiem sekundy zapisała w małym notesiku jedna z kelnerek Vanguarda. Spoglądał na poczynania młodej, niewysokiej dziewczyny bardzo dokładnie i jednocześnie pogardliwie. Od pierwszego momentu, gdy tylko pojawiła się przy ich stoliku gitarzysta wyczuł, że jest nową w tej branży. Dłonie kobiety niemiłosiernie się trzęsły, a On wcale jej nie pomagał intensywnie patrząc się na nie i na jej sylwetkę. Po chwili oparł się plecami o wysokie oparcie fikuśnej sofy i zaczął się zaciekawionym wzrokiem rozglądać po przestronnym wnętrzu klubu. W pewnym momencie jego czekoladowe spojrzenie zatrzymało się na siedzącej przy barze blondynce popijającej wolno jednego z drinków. Zaintrygowała go. Od razu ją poznał. Na twarzy muzyka pojawił się figlarny uśmieszek, a w oczach błysnęły małe, wesołe iskierki. Podrapał się wskazującym palcem po policzku, tuż obok bladego, brązowego pieprzyka, który dodawał jego męskiej twarzy odrobinę uroku. Niemalże pożerał ją łapczywym spojrzeniem, pochłaniając najdrobniejszy ruch wykonany przez niebieskooką dziewczynę. Musiał przyznać, że była w jego typie choć częściej zwracał uwagę na głośniejsze dziewczyny, Ona była idealna. Jego uwagę od jasnowłosej odwróciła kelnerka, która postawiła zamówienie na stoliku, przy którym siedział wraz z przyjacielem. Sięgając po shota stuknął się kieliszkiem z Georgiem po czym obydwaj przystawili szklane naczynia do ust i przechylili wypijając całą zawartość. 

- Huh, poszłooo. - warkoczyk zaśmiał się zerkając w stronę Listinga, na którego twarzy widniał mały grymas po skosztowaniu napoju wysokoprocentowego. Szybko odstawił puste naczynie i sięgnął po kolejne.

- Moritz, nie mów, że wymiękasz. - gitarzysta widząc mimikę długowłosego basisty podsunął w jego stronę kolejny kieliszek z zawartością przeźroczystej wódki. - Nie bądź jak baba. 

Po następnej kolejce czarnowłosy mężczyzna z powrotem spojrzał w stronę baru gdzie siedziała niebieskooka blondynka, którą do niedawna poznał. Jednak po osobie dziewczyny nie było śladu. Wysunął z pomiędzy spierzchniętych wydatnych warg język i przejechał nim po ustach wpatrując się w puste barowe krzesełko.



*



Musiałam wracać. Dzwonili z pracy, muszę odebrać jakieś ważne papiery. Przepraszam Aithe! Wynagrodzę Ci to, obiecuję i do jutra. Buziaki! G.


Czwarty raz z kolei czytała otrzymanego smsa od ciemnowłosej i po raz dziesiąty przeklęła siarczyście w duchu. Wciągając nosem powietrze mocno się zaciągnęła i po chwili wypuściła je z cichutkim świstem ustami.


- Świetnie. - mruknęła pod nosem zakładając za ucho kosmyk przeszkadzających, rozpuszczonych włosów za ucho.


Nie czekając ani sekundy dłużej odwróciła się na pięcie i wyszła głównymi drzwiami na pustą ulicę. Rozglądnęła się dookoła siebie sprawdzając czy tylko ona miała ogromną ochotę przewietrzenia się i zaczerpnięcia świeżego powietrza. 


Idąc boczną uliczką nawet nie patrzyła przed siebie tylko pod nogi byle by się nie potknąć. Szła ostrożnie nie chcąc wywinąć orła w swoich nowych louboutinach. Nie zwracając uwagi na przechodniów nic stąd ni zowąd nawet nie zauważyła jak na jej drodze z ziemi wyrosła postać, a ona uderzyła w nią odbijając się do tyłu o parę kroków. Zdezorientowana stanęła na prostych nogach kierując swoje spojrzenie na osobę, która wyrosła jej z pod ziemi.


Białe, czyste adidasy w dodatku firmówki, na nich swobodnie leżały szarawe o parę rozmiarów za duże jeansy, wyżej na wyrzeźbionym torsie mężczyzny widniała biała, zwykła koszulka na krótki rękaw, a na niej rozpięty leciutko szarawy ala sweterek. Kilka czarnych, cieniutkich warkoczyków swobodnie zwisało na ramionach mężczyzny, pozostałe zaś zwisały z tyłu. Opalona skóra warkoczyka sprawiała, że mężczyzna stojący tuż na przeciwko niej wydawał się jeszcze bardziej przystojny. Wydatne, pełne usta przyozdobione były drobnym kolczykiem w kształcie dwóch srebrnych kuleczek. Brązowe, orzechowe często postrzegane oczy o odcieniu mlecznej czekolady wpatrywały się w nią z małym rozbawieniem. To był On. 


- Znowu się spotykamy.


Jasnowłosa uśmiechnęła się delikatnie nałogowo zakładając pasmo miodowych włosów za ucho przyozdobione delikatnymi kolczykami.

- Teraz mi chyba nie powiesz, że to zbieg okoliczności, co? - męski baryton brzmiał w jej uszach dość długo. Czuła jak świdrował jej sylwetkę pewnym spojrzeniem, a uśmiech na jego twarzy przybrał uwodzicielski charakter.

- Innego wytłumaczenia nie ma. - odparła nieco pospiesznie. - Chyba nie sądzisz, że Cię śledzę? To niedorzeczne.

- Tego nie powiedziałem. - zaśmiał się, a w jego oczach błysły jasne iskierki, które dodawały jego spojrzeniu radości i życia. - Stało się coś? W środku impreza się rozkręca, a Ciebie to omija.

- Ciebie również, Tom.

Mężczyzna nieco spoważniał. Oparł się plecami o budynek, który stał tuż za nim po czym wyciągnął z kieszeni spodni paczkę czerwonych Marlboro. Z pośród kilku papierosów wyjął jednego i włożył pomiędzy usta, a po chwili odpalił go zaciągając się mocno. Tytoniowy dym zawładnął jego płucami dając jednocześnie przyjemność nałogowi. Po chwili wypuścił gęsty, szarawy dym i spojrzał na zdezorientowaną blondynkę, która cały czas przyglądała się jego poczynaniom.

- Podobasz mi się. - muzyk jak gdyby nigdy nic spojrzał na dziewczynę jednoznacznym, rentgenowskim spojrzeniem jednocześnie oblizując spierzchnięte malinowe wargi, zahaczając końcówką zwinnego języka o kolczyk. Tuż po chwili uśmiechnął się lubieżnie nie odrywając rozochoconego spojrzenia z jasnowłosej. - Może pójdziemy do mnie?

- Od kiedy jesteś dupkiem, Tom? - dziewczyna spojrzała w czekoladowe tęczówki gitarzysty pobłażliwie po czym podeszła odrobinę bliżej, stając na przeciwko jego osoby.

- Odkąd pamiętam.

- Przestań nim być, zacznij czuć Tom. - odparła nieco cichszym tonem głosu. - To wcale nie jest trudne.

Mężczyzna spojrzał na papierosa, którego trzymał w prawej dłoni. Patrzył jak strzepany popiół opada na bruk, a szarawy dym unosi się z nad rozżarzonej końcówki białej rurki. Nie myśląc ani minuty dłużej podniósł do góry opaloną, dużą, męską dłoń na której kłykciach widniał tatuaż by po chwili wsadzić między usta papierosa i ponownie się zaciągnąć. Przymknął oczy wykonując ową czynność, a gdy dym wypełnił dostatecznie jego płuca uniósł delikatnie ku górze głowę i wypuścił go ustami.

- Mówisz to wszystko tak, jakbyś wierzyła w to całe gówno. 

- Przeszkadza Ci to? - Aithe coraz bardziej przestawała rozumieć muzyka. Wykonała trzy kroki do tyłu po czym oparła się o sąsiedni budynek jednocześnie krzyżując ręce na piersiach.

- Nie, tylko dziwi mnie Twoja wiara w to gówno. - gitarzysta zrzucił na bruk niedopałek po czym przygniótł go butem.

- W miłość.

- Co? - spojrzał się na nią.

- To nie gówno, to miłość. Kiedyś może zrozumiesz.

- Nie bądź śmieszna A...

- Aithe... - niebieskooka zachichotała perliście przypominając jednocześnie warkoczykowi swoje imię.

- Tak własnie. Nie bądź śmieszna Aithe. - również się zaśmiał. - Już trzeci raz się spotykamy, może coś opowiesz o sobie?

- Nie ma nic do opowiadania. Moje życie Tom, nie jest takie barwne jak Twoje.

- A może jednak? - odparł spoglądając w stronę jasnowłosej. - Chciałbym coś wiedzieć więcej, niż znać tylko Twoje imię.



Pozdrawiam,

wtorek, 15 maja 2012

Nowy start wraz z blogspotem

Jak wiecie onet od dłuższego czasu ma pewne problemy, z którymi jak widać nikt nie zamierza nic zrobić. Tolerowałam to do czasu. Jednak czasami te wybryki tak mocno dawały mi w kość i miałam ich dość, że postanowiłam coś z tym zrobić. Przeniosłam się tu. Mam nadzieję, że niedługo przyzwyczaję się do blogspotu. Prolog, pierwszy, a także drugi rozdział zostaje tam, na: califuckinfornia. Nic nie przenoszę tutaj. Już niedługo pojawi się trzeci rozdział. Proszę bądźcie cierpliwi ;). Nowa szata graficzna oraz adres to nowy start dla tego opowiadania. 


Pozdrawiam gorąco,